Radio randka czy seks randka?
Wystroiłam się, jak szczur na otwarcie kanałów i nagle dostaję wiadomość: „Jak nie będzie seksu to nie przyjdę. Nara.” Spędziłam przeurocze popołudnie na zakupach, które przyniosło mi wiele radości.
Chyba każdy samotny leszczyniak zna tę audycję. Właściwie uogólnienie „samotny” jest tu niewłaściwe. Często pojawiają się anonse niekoniecznie od osób samotnych, ale szukających towarzystwa lub dyskretnej przyjaźni. Nie wiem ile osób w ten sposób znalazło swoją drugą połowę. Chcę Wam opowiedzieć o mojej „przygodzie” z Randką.
Skusiłam się. Myślałam, że ten jeden jedyny, mój książę z bajki jest też samotny, tak jak ja i usłyszy tych kilka słów zawartych w krótkiej wiadomości… Mrzonki. Ale postanowiłam się nie załamywać. Co prawda wysyłanie codziennie smsa do radia mijało się z celem i na pewno nabiłabym nieźle swój rachunek, dając tym samym zarobić Elce na mojej naiwności. Kolejnym powodem były moje studia, które ograniczały czas pomiędzy pracą a zajęciami. Na randki pozostawało niewiele.
Randka czy seks?
Po moim pierwszym razie pomyślałam sobie „ pierwsze koty za płoty”. Po wymianie kilku smsów okazywało się, że to nie to. Na propozycje „fajnej zabawy we dwoje” w ogóle nie odpowiadałam. Chciałam poznać kogoś, dla kogo będę najważniejszą osobą na świecie.
Pytanie, które pojawiało się prawie od każdego: – Czy po kawie idziemy do ciebie, żeby miło zakończyć ten wieczór? Ile razy muszę się z tobą umówić, żebyś poszła ze mną do łóżka? (najlepiej wcale) Albo z innej beczki: – Jaką masz na sobie bieliznę? (to chyba nie ten etap znajomości) Golisz się? (nie jestem facetem) Lub: Lubisz młodszych, bo ja mam 23 lata i lubię starsze babki. (Jak babkę sobie upieczesz, to po tygodniu już jest stara). No i argument, który mnie śmieszył: – Przecież muszę wiedzieć, czy będzie mi z tobą dobrze. (W ten sposób można zaliczyć pół Leszna).
Któregoś razu umówiłam się na spotkanie. Wystroiłam się, jak szczur na otwarcie kanałów i nagle dostaję wiadomość: „Jak nie będzie seksu to nie przyjdę. Nara.” Spędziłam przeurocze popołudnie na zakupach, które przyniosło mi wiele radości.
Wdowiec
W końcu znalazł się ktoś, kto na wstępnym etapie kwalifikował się do moich wymagań. Rozsądny, poukładany, z niemałym bagażem doświadczeń. Spotkałam się z nim raz, przelotnie, tyle, żeby się poznać. Przystojny, wysoki facet w mundurze. Byłam oczarowana. Potem były długie rozmowy telefoniczne. Czas i obowiązki nie pozwalały nam się spotkać.
Kawał opowiedziany gwarą góralską jest śmieszny, ale jeśli ktoś na siłę używa takiej mowy, staje się to męczące i żałosne. Zaczęło mnie to drażnić. Moje prośby o zakończenie rozmowy nie skutkowały. Zasypiałam trzymając telefon w dłoni, a pan gadał i gadał…. Po kilku dniach zaproponował możliwość kolejnego dziecka. I to był koniec. Uciekłam. Chcę żyć, chcę się cieszyć życiem, a nie ponownie bawić się w pieluszki. Raczej spodziewałam się wcześniej wnuków niż kolejnego dziecka.
Facet w dziurawych skarpetkach
Ta znajomość od początku skazana była na niepowodzenie. Powinnam ufać instynktowi i nie pchać palca między drzwi. Przyszedł na spotkanie wręczając mi żółty tulipan. Cholerny romantyk, pomyślałam. Ale było w tym geście coś, co działa zawsze na kobiety. Trudno mi osądzić, jakie było spotkanie. Raczej nijakie. Facet był zbyt cichy, trochę za mało pewny siebie. Lubię męskich facetów, ale bez przesady. Dałam mu szansę, tłumacząc sobie, że może go onieśmielam, albo mam zbyt duże wymagania.
Na kolejne spotkanie przyjechał trochę za wcześnie. Nie zdążyłam się przygotować. Pogoda marna, lało cały dzień. Zaproponowałam, żeby wszedł. Nie wiem, czy chciał mi jakoś zaimponować, bo zdjął buty. Z przerażeniem zauważyłam, że miał dziurawe skarpetki. Już nic nie potrafiło zatrzeć złego wrażenia.