Od marazmu do życiowej formy, czyli Damian Baliński w 2010 roku

Kryzys w sporcie jest czymś naturalnym. Trudno znaleźć zawodnika, który nigdy się z nim nie zmagał. Prawdziwą sztuką jest wrócić do optymalnej formy. W 2010 roku dokonał tego Damian Baliński. – Praca z psychologiem była punktem wyjścia – mówił zawodnik.


Odwiedź nasze social media:

Rok 2009 zdecydowanie nie należał do Damiana Balińskiego. Wychowanek Unii był cieniem samego siebie, rozgrywki zakończył ze średnią biegową 1,271. Kryzys go jednak nie przerósł. Ulubieniec leszczyńskich kibiców szczegółowo przeanalizował przyczyny słabej formy. Wnioski jakie wyciągnął połączone z ciężką pracą pozwoliły mu wyjść na prostą. – Po sezonie 2009, który był dla mnie fatalny, przesiedziałem z prezesem wiele godzin na rozmowach o tym co można zrobić, żeby poprawić moją skuteczność – mówił przed laty Damian Baliński w rozmowie z serwisem Sportowe Fakty. – Przede wszystkim dostałem namiar do psychologa, który zmienił moje podejście do uprawiania tej dyscypliny. Wspólnie nakreśliliśmy nowe cele i nie pozwoliliśmy zaniknąć dawnym sportowym marzeniom – dodawał.

Przed sezonem 2010 zmiany zaszły także w teamie zawodnika. Pojawienie się dodatkowego mechanika sprawiło, że Damian Baliński mógł poświęcić więcej czasu na wypoczynek. – Przede wszystkim nie musiałem wkładać wiele pracy po treningach w przygotowanie sprzętu. W przeszłości często bywało tak, że po treningach do nocy siedziałem przy motocyklach, przez co następnego dnia brakowało mi świeżości – mówił Damian Baliński.

Efekty przeprowadzonych zmian były znakomite. W 2010 roku Damian Baliński był w życiowej formie. W lidze razem z Unią Leszno sięgnął po złoto. Był jednym z najmocniejszych punktów drużyny. Jego sportową wartość doskonale oddaje średnia biegowa jaką wtedy zanotował – 2,098. Był skuteczniejszy od Jasona Crumpa i Grega Hancocka.

Czytaj teraz: