Cegielski szczerze o sytuacji Kołodzieja

Krzysztof Cegielski udzielił nam obszernego wywiadu, w którym otwarcie mówi o trudnościach z jakimi mierzy się ostatnio Janusz Kołodziej. Zapewnia, że lidera Fogo Unii stać na jazdę pełen gaz na przyczepnych torach. Odnosi się także do hejtu z jakim spotkał się zawodnik i kwestii bezpieczeństwa na torach żużlowych. Cegielski przyznał też, że starty w Grand Prix przestały być marzeniem Kołodzieja już jakiś czas temu.


Odwiedź nasze social media:

Można odnieść wrażenie, że Janusz Kołodziej przeżywa w ostatnim czasie kryzys. Po meczu w Krośnie sam przyznał, że pojawiła się u niego nerwowość. W tym spotkaniu nie był sobą…

Krzysztof Cegielski: Miałem inne odczucia oglądając Janusza w Krośnie. Obserwuję go baczniej i dłużej niż wiele osób. Dokładnie analizuję jego starty więc wcale mnie nie zdziwiła jego jazda w Krośnie na przyczepnym torze. Taśma nie zdarza mu się często. Był to efekt nagromadzenia nerwowych sytuacji związanych z bandami i bezpieczeństwem. Wiele razy oglądałem Janusza na różnych nawierzchniach jak był wybierany najlepszym zawodnikiem finałów Ekstraligi. Nawet w świetnych sezonach miewał słabsze występy. Alarmujące informacje na jego temat po meczu w Krośnie nie są trafione. Sądzę, że na odbiór tej sytuacji wpływ ma to, że Janusz tak zdecydowanie upomina się o bezpieczeństwo na torach żużlowych. Myślę, że właśnie to sprawiło, że po meczu w Krośnie został tak niesprawiedliwie podsumowany.

W Krośnie można było zobaczyć jak Tobiasz Musielak z łatwością przejeżdża obok prowadzącego Janusza Kołodzieja…

Ależ jasne, oczywiście. Niewielu zawodników radziło sobie tego dnia tak jak Tobiasz. Od zawsze w żużlu było tak, że jeśli nawierzchnia jest wymagająca, to lepiej radzą sobie gospodarze. W Krośnie nie wszyscy zawodnicy Wilków dobrze jechali. Jeśli chodzi o leszczynian, to niepotrzebnie wprowadza się nerwową atmosferę. Przed sezonem wiele osób sądziło, że Unia Leszno nie przegra żadnego meczu. Kiedy poznaliśmy składy wszystkich drużyn Metalkas 2. Ekstraligi mówiłem, że być może leszczynianie są faworytem, ale jednym z kilku. Na tę opinię miało wpływ kilka czynników. Między innymi rezygnacja z najmocniejszego juniora, czy zakontraktowanie Josha Pickeringa, który jest pewną niewiadomą. Ben Cook też jest zawodnikiem, który na razie ma za sobą tylko jeden sezon jazdy na najwyższym poziomie. Unia ma mocny skład, ale nie taki, który będzie wygrywał wszystkie mecze. Nie wiem skąd panika i opinie, że w Krośnie wydarzyło się coś nadzwyczajnego.

W przeszłości Janusz Kołodziej po mistrzowsku jeździł na przyczepnych torach. Oglądając go w Krośnie zastanawiałem się czy on nie odczuwa skutków zeszłorocznych kontuzji.

Janusz jest w stanie ścigać się na przyczepnych torach na pełen gaz w każdym wyścigu. Nie brakuje mu siły tak samo jak przed urazami, które zaliczył w ubiegłym roku. Ale przecież chcąc jeździć dobrze na bardzo przyczepnych torach, to nie jest kwestia sił, tylko odpowiedniej techniki, obycia i dogrania ustawień motocykla. Wie to każda osoba z minimalną wiedzą o żużlu, więc nie rozumiem skąd gadanie o ilości sił jednego czy drugiego zawodnika. Nie sądzę jednak, żeby Janusz mógł ścigać się na takich torach równie dobrze jak w 2010 roku. Wtedy w Lesznie przygotowywano przyczepną nawierzchnię, na której Janusz nie miał sobie równych. Teraz brakuje mu częstego kontaktu z takimi warunkami. Jeśli komuś wydawało się, że on będzie na poziomie Metalkas 2. Ekstraligi zdobywał same komplety, to był w błędzie. Ja sobie tego nie wyobrażałem. Już przed sezonem mówiłem, że starty Janusza w tej lidze to będzie problem. To są inne tory i mniej przewidywalni zawodnicy. Nie byłem zwolennikiem zejścia do niższej ligi. To Janusz podjął decyzję, że chce się poświęcić leszczyńskiemu klubowi. Mógł przecież jeździć w najlepszych klubach Ekstraligi. Dziś na pewno byłoby mu łatwiej jeździć w najwyższej klasie rozgrywkowej. Swoją drogą, niech pan mi powie, czy mecz w Krośnie był dobrym widowiskiem?

Spotkanie w Krośnie było nudne, podobnie jak domowe mecze Unii Leszno w 2010 roku…

Dokładnie. Nie ulega wątpliwości, że takie spotkania nie są atrakcyjne dla widzów i nie promują sportu żużlowego. Motocykle, na których żużlowcy są zmuszeni jeździć w ostatnich latach nie pozwalają na ciekawą walkę na takich torach. Całe szczęście, że nie wszyscy zawodnicy mają w sobie tyle chęci i agresji, żeby jechać na maksa na takich nawierzchniach. Gdyby na takim torze jak w Krośnie czterech żużlowców jechało na pełen gaz, to wiem doskonale czym by się to skończyło. Ważne, że wszyscy ukończyli te zawody cało i zdrowo.

W tej trudnej sytuacji Janusz Kołodziej może liczyć na wsparcie kibiców. Szczególnie ci z Leszna pamiętają jak wiele dobrego zrobił dla Unii.

Cieszę się z tego. Ogromny wpływ na opinie negatywne miało to, co wydarzyło się w sprawie band. Janusz poświęcił tej kwestii bardzo dużo sił, nerwów, pozycji i autorytetu. Walczył z tym, czego osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo nie dopilnowały. Nie ulega wątpliwości, że dmuchane bandy były montowane nieregulaminowo. Potwierdzają to nawet władze żużlowe, które nakazały w tych miejscach poważne zmiany. Janusz razem z kilkoma innymi zawodnikami postanowił coś z tym zrobić. Rozmawiamy w kuluarach i wiem, że żużlowcy, którzy nie mówią głośno w tej sprawie są Januszowi bardzo wdzięczni. Jego samego wiele to kosztowało, ale to jego postawa doprowadziła do poprawy bezpieczeństwa na naszych torach. Zostały przecież sformułowane nowe wytyczne dla klubów w sprawie sposobu montowania dmuchanych band. Nie jest dla mnie zrozumiałym dlaczego dochodzi do hejtowania i obrażania Janusza. Robią to również dziennikarze, którzy nie podejmują żadnego wysiłku, żeby rozstrzygnąć, kto ma w tym sporze rację. To, że były niedociągnięcia w montowaniu band nie podlega dyskusji. Przed startem rozgrywek ligowych na wielu torach dokonywano niezbędnych poprawek. Przeraża mnie to, że zawodnicy mogą być upominani za różne błahostki, a jednocześnie pozwalano sobie na poważne zaniedbania w aspekcie ich bezpieczeństwa. Pamiętajmy, że to są ludzie, którzy mają swoje rodziny i chcą do nich bezpiecznie wrócić. To nie są maszyny. Jestem przekonany, że za chwilę te same osoby, które lekceważą bezpieczeństwo będą użalały się nad kontuzjowanymi zawodnikami. My myślimy zanim coś się stanie. Ja już w tej chwili pomagam zawodnikom po bardzo ciężkich urazach, o których jeszcze szerzej publicznie nikt nie wie.

Czy wyciągając lekcję z meczu w Krośnie kolejni rywale Fogo Unii będą przygotowywali przeciwko tej drużynie przyczepne tory?

Być może, nie wiem. Na pewno jest to kusząca perspektywa, ale trzeba pamiętać, że wielu zawodnikom takie warunki jakie panowały w Krośnie nie odpowiadają. Unia Leszno może być następnym razem przygotowana na taką nawierzchnię i spodziewam się, że poradzi sobie znacznie lepiej. Nie zakładam jednak, że teraz wszyscy będą szykowali wymagający tor na leszczynian.

Jeszcze przed rozpoczęciem zawodów o Złoty Kask Janusz Kołodziej poinformował, że nie jest zainteresowany udziałem w eliminacjach do Grand Prix. To nowość, bo jeszcze kilka miesięcy temu mówił, że ma to w planach. Co się zmieniło?

Początek tego sezonu jest dla Janusza trudny pod względem mentalnym. On chce teraz wrócić do spokojnych przygotowań do kolejnych spotkań ligowych. Nie ma już u niego chęci i marzeń o jeździe w Grand Prix czy SEC. Myślę, że tego nie było już wcześniej. Jak się go pytało czy chce jeździć w Grand Prix, to zwyczajowo odpowiadał, że tak, ale w ostatnich latach to już nie leżało w jego sferze marzeń. Janusz jest na takim etapie kariery, że może zrobić co zechce i inni powinni podejść do tego ze zrozumieniem i szacunkiem. Lista jego sukcesów jest wyjątkowo długa. On po prostu nie musi już niczego udowadniać. Przy okazji Złotego Kasku powiedziano o Januszu wiele niepotrzebnych i krzywdzących słów. Jakoś zapomniano, że w historii tej imprezy lepsi od niego są tylko Tomasz Gollob i Bartosz Zmarzlik. Za Januszem sklasyfikowani są Edward Jancarz, Zenon Plech i Roman Jankowski. Warto sobie przypomnieć, co Janusz osiągnął na torze i jak wspaniałe tworzył widowiska. Oczywiście można go krytykować, ale proszę pamiętać, że należy mu się też szacunek. Uważam, że krytyka, której został poddany przekroczyła granicę dobrego smaku i stała się zwykłym hejtem.

Czytaj teraz: