Strach mówić po ukraińsku na ulicy – rozmowa z Karoliną Łączek, prezes Fundacji Leszno dla Ukrainy

Słynące z gościnności Leszno staje się miejscem coraz mniej przyjaznym przybyszom ze wschodu. Część z nich boi się rozmawiać w swoim języku w miejscach publicznych. W rozmowie z Karoliną Łączek poruszyliśmy także problem stosunku do rzezi wołyńskiej.
Odwiedź nasze social media:
Kilka dni temu na leszczyńskim rynku odbyła się uroczystość upamiętniająca rocznicę napaści Rosji na Ukrainę. Imprezę zakłócili młodzi mężczyźni wznoszący nienawistne okrzyki. To był szok, czy zdążyła się już pani oswoić z takimi postawami Polaków?
Karolina Łączek, prezes Fundacji Leszno dla Ukrainy: Wiedzieliśmy, że oni się zbierają. Leszno jest małe, a oni komunikowali się przez social media. Policja była zatem przygotowana. Liczyliśmy, że obecność na uroczystości tych młodych ludzi będzie mniej inwazyjna. Spodziewaliśmy się, że zostaną powstrzymani przed wejściem na rynek i nie dojdzie do takich sytuacji jak przerywanie przemówienia wiceprezydenta. Myślałam też, że te osoby zauważą, że krzyczą w momencie, gdy dzieci dziękują Polsce i Polakom trzymając biało-czerwone flagi. Rozumiem, że ktoś może czuć potrzebę wyartykułowania swojej opinii, ale to była słowna agresja. Nie powinno być na to przyzwolenia.
Czy Leszno jest nadal bezpieczną przystanią dla Ukraińców?
Tak. Nie jest to już jednak tak miłe miejsce jak wcześniej. Te sytuacje, które teraz dotarły do opinii publicznej to pewna wypadkowa tego, co dzieje się już od jakiegoś czasu. Mamy w szkołach asystentów międzykulturowych. Dziewczyny, które są migrantkami stają się pomostami pomiędzy uczniami z Polski i tymi, którzy gorzej radzą sobie z naszym językiem. Obserwujemy jak często dzieci z Ukrainy dotykają przykre sytuacje ze strony polskich rówieśników. Dzieciaki powtarzają przecież to, co słyszą w domu. Za 5-10 lat może to przynieść skutki, na które nie jesteśmy gotowi. Wzbierającą nienawiść należy zatrzymać póki jest jeszcze na to czas.
Wspomniała pani o szykanowaniu ukraińskich dzieci. Czy dorośli przybysze ze wschodu mają podobne doświadczenia?
Bardzo często przychodzą do nas osoby, które mówią, że zostały obelżywie zwyzywane, za to, że pochodzą z Ukrainy. Mamy sytuację, w której Polacy atakują werbalnie osoby rozmawiające na ulicy po ukraińsku. Doszło już do tego, że nasze wolontariuszki otwarcie mówią, że jak otrzymują w miejscu publicznym telefon od kogoś z Ukrainy to nie odbierają. Oddzwaniają dopiero kiedy są pewne, że nikt nie usłyszy rozmowy po ukraińsku.
Pod materiałami na temat rocznicy wybuchy wojny w lokalnych mediach wylała się fala pogardy do Ukraińców. To pokazuje skalę problemu.
To jest pokłosie tego, że w podobnych sytuacjach w niedalekiej przeszłości nikt nie reagował. Bądźmy szczerzy, jeśli temat budzi duże zainteresowanie, to jest bardziej pożądany. Niestety sami podgrzewamy tę atmosferę. Nie należę do osób, które mają w zwyczaju odpowiadanie na komentarze. Tu jednak uznałam, że należy zająć stanowisko. Część autorów nienawistnych wpisów robi to zawodowo. Nie wyobrażam sobie życia w mieście, w którym obraża się dzieci i nie pozwala się demokratycznie wybranym przedstawicielom lokalnych władz dokończyć wypowiedzi. Reakcja policji była zdecydowanie zbyt powściągliwa.
Jak odbiera pani w obecnej sytuacji nawoływania do przeproszenia za rzeź wołyńską?
W naszej fundacji zdania na ten temat są podzielone. W ubiegłym roku przeprowadziliśmy cykl spotkań dotyczących tematyki Wołynia. Mamy w fundacji wiele starszych osób, które miały kontakt z ocalałymi z tej rzezi lub jako dzieci zdołały przed nią uciec. One opowiadają trudne historie. Ukraińcy dowiadywali się od nas jak te wydarzenia wyglądały z polskiej perspektywy. U nich ten temat jest przedstawiany inaczej, lub milczy się o tym. Dwie nasze ukraińskie wolontariuszki o tej zbrodni dowiedziały się dopiero po przyjeździe do Polski. Na jednej z nich zrobiło to tak ogromne wrażenie, że chciała wracać do Ukrainy, choć nie miała dokąd. Bała się, że Polacy mogą chcieć dokonać na niej odwetu. Czasu nie cofniemy, jesteśmy odpowiedzialni za to, co sami czynimy, tu i teraz. Róbmy wszystko, żeby taka historia nigdy się nie powtórzyła. Moim zdaniem oba zainteresowane państwa powinny wypracować wspólne stanowisko w sprawie Wołynia. Im szybciej to nastąpi, tym lepiej. Obecnie temat Wołynia jest wykorzystywany politycznie, stanowiąc paliwo dla dezinformacji i podziałów wśród rodaków. Uważam jednak, że powinno to się wydarzyć w czasie pokoju.
Dziś coraz częściej można usłyszeć, że ta wojna nie dotyczy Polaków…
Każda agresja wymierzona w drugiego człowieka jest moją wojną. Teraz o wolność bije się Ukraina, ale jeśli przegra, za chwilę może czekać nas to samo. Kto nam wtedy pomoże? Oczywiście mamy międzynarodowe umowy, pakty militarne, ale przypominam lekcję z II wojny światowej, kiedy zostaliśmy sami.