Powrót do Leszna był kiedyś blisko – rozmowa z Tobiaszem Musielakiem

Od lat nie reprezentuje już Fogo Unii, ale otwarcie przyznaje, że ucieszyłaby go możliwość powrotu do macierzystego klubu. Tobiasz Musielak odniósł się do uprawiania sportu żużlowego przez wysokich zawodników. Wspomina także czego nauczyły go wspólne treningi z Damianem Balińskim.


Odwiedź nasze social media:

W 2009 roku zarobiłeś na żużlu pierwsze pieniądze i przeznaczyłeś je na leczenie dziewczynki chorej na mukowiscydozę…

Tobiasz Musielak: To był pomysł mojego taty, który mówił, że dostałem szansę od losu zarabiać na życie swoją pasją, więc powinienem bez wahania tak postąpić.

Jakie są twoje najprzyjemniejsze wspomnienia związane z jazdą w Unii Leszno?

Z pewnością złoty medal DMP wywalczony w 2015 roku. Podnosiłem puchar jako kapitan drużyny, ale prawdę mówiąc świetnie czułem się przez cały okres jazdy w Lesznie. Atmosfera w biurach, w warsztatach i w zespole zawsze była super i na pewno nigdy nie powiem złego słowa na klub, który mnie wychował.

Czy po odejściu z Leszna był jakiś moment, kiedy byłeś bliski powrotu do Unii?

Tak, ale na razie jeszcze do tego nie doszło. Życie jednak nauczyło mnie w tym sporcie, żeby nie planować takich rzeczy. Jestem tu i teraz, cieszę się z tego co mam i gdzie jestem.

Spędziłeś już wiele lat w innych klubach, jesteś doświadczonym zawodnikiem. Czy nadal marzysz o reprezentowaniu Fogo Unii?

Czy marzę? To duże słowo. Na pewno miło by było kiedyś jeszcze wrócić. Zobaczymy, życie pokaże czy moje wyniki będą na tyle wysokie, żeby ktoś z Leszna do mnie zadzwonił.

Jesteś bardzo wysoki jak na żużlowca. Twój motocykl musi dźwigać większy ciężar niż w przypadku większości rywali. Myślałeś kiedyś o tym, jak potoczyłaby się twoja kariera, gdyby nie to utrudnienie?

Nie myślałem o tym, ale faktycznie w żużlu jako chyba jedynym sporcie motorowym, lub jeden z nielicznych, nie ważymy zawodnika z motocyklem. Sądzę, że powinno się to zmienić. Jestem zwolennikiem tej zmiany, ale ode mnie to prawdopodobnie nie będzie nigdy zależało.

Na początku kariery spędziłeś rok w Kolejarzu Rawicz. Jaki wpływ na twój rozwój miały doświadczenia z niższej ligi?

Sezon 2010 spędziłem na wypożyczeniu w ligowych rozgrywkach do Rawicza, a młodzieżowe zawody nadal rozgrywałem jako leszczynianin dla Unii. Ówczesny prezes Kolejarza, Dariusz Cieślak bardzo o mnie walczył i mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że to był bardzo dobry dla mnie rok jeśli chodzi o rozwój. Wróciłem do Leszna już jako stosunkowo objeżdżony w lidze zawodnik. Na tamto wypożyczenie naciskał znowu mój tata tłumacząc prezesowi Dworakowskiemu, że za rok Unia może mieć 1,5 zawodnika. Czy tak było? Nie wiem, nie mnie oceniać, natomiast wiem, że dzięki sezonowi w Rawiczu zdobyłem wiele doświadczeń i nie żałuję tamtego sezonu.

Jako junior byłeś silnym punktem Unii Leszno. Czułeś na sobie presję zdobywania konkretnych punktów?

Nie odczuwałem wtedy presji. Byłem bardzo młody i w większości bawiłem się żużlem, chciałem cieszyć się jazdą, ale dostałem wtedy rzeczywiście sporą szansę.

Jakie relacje miałeś z innymi juniorami Unii Leszno. Np. z Piotrem Pawlickim czy Kamilem Adamczewskim? Czy była między wami rywalizacja?

Pamiętam, że jechaliśmy wtedy sezon 4 juniorami. Byli bracia Pawliccy, Kamil i ja. Każdy jednak miał pewne miejsce w składzie i walki między nami nie było, ale treningi w Lesznie zawsze były ciekawe. Sporo nauczyłem się od treningowej jazdy Damiana Balińskiego, który potrafił naprawdę pojechać ostro, ale fair, wtedy dla nas młodych chłopaków to była mega nauka.

Czytaj teraz: