Leszno było piękniejsze – rozmowa z Januszem Skrzypczakiem, właścicielem Galerii 1001 Drobiazgów
Janusz Skrzypczak to pasjonat lokalnej historii, od dziesięcioleci gromadzi antyki i propaguje wiedzę o dawnym Lesznie. Rozmawialiśmy z nim o aktualnej sytuacji starówki, zmianach jakie na niej zachodzą oraz o najciekawszych miejscach w mieście.
Odwiedź nasze social media:
Czy w Lesznie można się zakochać?
Janusz Skrzypczak: Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Przybyłem do Leszna związany tradycjami rodzinnymi. Moi rodzice stąd pochodzą i mając 20 lat nie miałem wyboru. Leszno było jedynym miejscem, gdzie mogłem zaistnieć. Sporo jeżdżę po Polsce i znam parę miast, które moim zdaniem zasługują na miano pięknych. Z pewnością każda osoba zainteresowana przeszłością i teraźniejszością znajdzie w Lesznie ciekawe rzeczy.
Jaką trasę zwiedzania Leszna zaproponowałby pan osobie, która dopiero poznaje to miasto?
Leszno jest miastem półgodzinnym. Idąc z Rynku w 30 minut można dotrzeć w dowolny koniec miasta. Wybór nie jest więc ogromny. Myślę jednak, że warto odwiedzić lapidarium przy kościele św. Krzyża. Dla mnie jest to wspaniałe miejsce, które nie jest do końca wykorzystane. Leszno miało wiele cmentarzy różnych religii i skomasowanie śladów po nich w lapidarium uważam za rewelacyjne. Muszę jednak przyznać, że wschowskie lapidarium, bije to leszczyńskie na głowę. Ktoś oczywiście może zapytać, kogo dziś interesują cmentarze? Ja jednak jestem zachwycony rzeźbą i pięknymi epitafiami. Historie, które można odczytać z płyt nagrobnych budzą we mnie emocje.
Czy leszczynianie mają świadomość jak ciekawa i złożona była historia ich miasta?
Nie wiem czy będę tutaj obiektywny, ale nie ukrywam, że staram się otaczać ludźmi, których interesuje historia. W gronie tych osób ta wiedza jest obecna. Mam też uczucie, że dla wielu ludzi przeszłość jest pozbawiona znaczenia. Dla nich stara jest wczorajsza gazeta.
Czy Leszno wyróżnia się na tle innych miast?
Leszno jest specyficzne, kiedyś było miastem przygranicznym. Mamy wspaniałą historię, która dla pasjonatów jest ciekawa. W Polsce miasto kojarzone jest z żużlem, szybowcami i balonami. Leszczynianie, którzy w przeszłości zasłynęli w dziedzinach naukowych nie są dla większości osób przedmiotem zainteresowania. Choćby dokonania Jana Jonstona są znane garstce. Cieszę się, że na przestrzeni lat udało mi się wydobyć parę zasłużonych osób z otchłani przeszłości.
Jakie są pańskim zdaniem najbardziej niedoceniane miejsca w Lesznie?
Zdecydowanie uważam za takie miejsce pałac Sułkowskich. W ostatnich latach nie potrafiono się dogadać, żeby wykorzystać jego potencjał. Sądzę, że decyzja o robieniu muzeum w octowni była podjęta zbyt pochopnie. Należało zagospodarować w tym celu pałac Sułkowskich. Uważam, że muzeum powinno mieć swój klimat. Wykorzystany nie został także potencjał dzielnicy żydowskiej. Współczesne budownictwo odebrało temu miejscu pierwotny charakter. Boje się, że obecna patodeweloperka może zniszczyć urok wielu miejsc. Tak jest choćby w przypadku ulicy Paderewskiego, która została nieodwracalnie zmieniona. Ona nadal jest piękna, ale w wybranych fragmentach.
Pamiętam z lat 90 ubiegłego wieku, że handel na starówce funkcjonował bardzo prężnie. Jak ocenia pan zmiany jakie zaszły w ścisłym centrum na przestrzeni ostatnich 30 lat?
Starówka umiera. Młodzi ludzie w zasadzie większość zakupów robią przez internet. Sklepy bywają wzorcownią, do której się chodzi, żeby obejrzeć dane produkty, które finalnie i tak są jednak zamawiane przez internet, bo taniej. Słyszałem głosy, że receptą na ożywienie starówki jest zrobienie tam licznych knajpek. Kto ma jednak do nich w Lesznie chodzić? Przecież w tygodniu około godziny 20.00 w centrum są już pustki. Handel się zmienił. Sam zarządzam kamienicami, gdzie są lokale użytkowe i odczuwam to, że mieszkańcy wolą pojechać na zakupy do galerii. Dodatkowo nikt nie pomyślał o parkingu wielopoziomowym w centrum. Mamy od niedawna Galerię Starówka, ale nie wiem, czy to będzie rozwiązanie problemu, czas pokaże.
W centrum Leszna jest ogromnie dużo miejsc, które od lat wymagają remontów. Odpadające tynki są stałym widokiem. Kolejne ekipy rządzące miastem nie mogą się pochwalić znaczącymi sukcesami w przywracaniu starówce blasku.
To jest problem złożony. Władze mają pieniądze z podatków. Jeśli nie będą zagospodarowane lokale użytkowe, to nie będzie podatków, które wpłyną do kasy. Można te dziury łatać sprzedając obiekty będące własnością miasta. Mam jednak poczucie, że miasto nie pomaga prywatnym właścicielom. Właściciel lokalu jeśli sam go nie wykorzystuje to musi go wydzierżawić. Od razu pojawiają się zarzuty, że są zbyt wysokie czynsze, ale one przecież wynikają z praw rynku. Miasto nie wynajmuje swoich lokali, a umieszcza w nich amazonki, krwiodawców, działkowiczów, seniorów czy kluby brydżowe. To prowadzi to do sytuacji, w której czynsze automatycznie spadają. Im będą one niższe, tym gorzej będzie śródmieście wyglądało, bo nie będzie pieniędzy nawet na remonty zachowawcze.
Czy leszczyńska starówka jest skazana na to, że budynki będą się nadal sypały a handel zamierał?
Nie czuję się na siłach, żeby rozwiązać to zagadnienie. Mój optymizm, który miałem jeszcze 40 lat temu lekko ostygł. Są młodzi ludzie, którzy mają na tę sprawę ciekawe spojrzenie, ale rozbijają się o mur obojętności.
Oglądając zdjęcia ze starówki z lat 80-tych można odnieść wrażenie, że budynki były w zdecydowanie lepszym stanie niż dziś.
Leszno najpiękniejsze było w 1977 roku na dożynki centralne. Włożono wtedy ogrom pieniędzy, żeby to miasto jakoś wyglądało. Dla mnie dzisiejsze Leszno jest nieposprzątane. Widzę choćby na deptaku, że ludzie nie dbają o to, co pozostawiają po sobie ich psy. Spotkałem się nawet z sytuacją, kiedy ktoś powiedział, że skoro płaci podatek za psa, to nie będzie po nim sprzątał. Na pewno zgodziłbym się ze stwierdzeniem, że to miasto kiedyś było dużo ładniejsze.
Leszczyńska starówka sprawia też wrażenie wyludnionej. Wieczorami w niewielu oknach widać włączone światło.
Odnoszę wrażenie, że brakuje klasy średniej. Zamożni ludzie wyprowadzili się poza centrum Leszna. Starówka istotnie się wyludniła. Starsi mieszkańcy umierają, młodsi często przenoszą się na okres studiów do Poznania czy Wrocławia i już tam zostają. Nie mam pomysłu jak ratować tę sytuację. Nie wiem też czy to się zmieni. Na pewno jednak nie można na wszystko patrzeć pesymistycznie. Zachodzą też pozytywne zmiany, czego przykładem są Lofty na Pompach czy Skarbowa. Trudno powiedzieć czy te niepokojące procesy się w dłuższej perspektywie odwrócą. Być może za 20 lat będziemy mieli zupełnie inne problemy. Mogą choćby powstać profesje, o których dziś nie mamy pojęcia.