To nie będzie piękna katastrofa
Spadek z Ekstraligi wcale nie jest najgorszym co może spotkać Fogo Unię. Leszczyńskiemu klubowi grozi odejście czołowych zawodników. Spotkania z Apatorem, Falubazem i GKM-em przesądzą o tym jaki żużel będziemy oglądać w Lesznie przez kilka najbliższych sezonów.
Odwiedź nasze social media:
Mimo trudnych doświadczeń 2023 roku leszczyński zespół nie został wzmocniony przed startem trwających rozgrywek. Kosmetyczne zmiany kadrowe nie zwiększyły potencjału sportowego drużyny. Dziś sytuacja wygląda fatalnie. Janusz Kołodziej i Damian Ratajczak leczą poważne urazy. Grzegorz Zengota jedzie słabiej niż rok temu. Andrzej Lebiediew jest dobry wyłącznie u siebie. Keynan Rew, Antoni Mencel i Hubert Jabłoński uczą się na błędach. Beznadziejny jest Bartosz Smektała. Jakby tego było mało leszczynianie osiągnęli niekorzystne wyniki w spotkaniach z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie – Falubazem i GKM-em. Spadek jest nie tylko realny, ale wręcz bardzo prawdopodobny.
Dziś Fogo Unia toczy nierówną walkę z losem i własną słabością. Chcąc oszukać przeznaczenie zespół będzie musiał dokonać cudów w spotkaniach z Apatorem (dom), Falubazem (wyjazd) i GKM-em (dom). Łatwiej chyba wyobrazić sobie scenariusz, w którym Byki przegrywają wszystkie mecze do końca sezonu.
Obecna sytuacja w oczywisty sposób wpłynie na budowanie składu na sezon 2025. Wiadomym jest, że rozmowy transferowe nie rozpoczynają się po zakończeniu rozgrywek. Zwykle zawodnicy dogadują się z przyszłymi pracodawcami już w maju i czerwcu. W związku z tym Fogo Unia nie jest partnerem do rozmów dla klasowych zawodników, którzy potencjalnie mogliby wzmocnić jej skład. Żużlowcy wolą wiązać się na przyszłość z zespołami, które na pewno wystartują w Ekstralidze. Kiedy losy Fogo Unii się rozstrzygną, na giełdzie może już być pozamiatane. Już dziś wiadomo zatem, że nawet w przypadku uratowania ligowego bytu będzie niezwykle trudno się wzmocnić.
Należy także poważnie brać pod uwagę, że leszczynianie (w przypadku utrzymania w lidze) będą dysponowali jeszcze słabszym zespołem niż w tym roku. Już w zeszłym sezonie Janusz Kołodziej publicznie narzekał, że jest zmęczony sytuacją, gdy jest jedynym liderem. Dawał jasno do zrozumienia, że oczekuje od klubu wzmocnień, które go odciążą. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Kołodziej dał jednak Unii kolejną szansę. Czy będzie równie wspaniałomyślny tym razem? Możliwe, choć nie można też wykluczyć, że już szuka dla siebie miejsca w innym ekstraligowym klubie. Jeśli tak jest, to nie można mieć do niego o to pretensji. Gdyby zbyt długo wstrzymywał się z rozmowami to – przy założeniu, że Unia spadnie – musiałby wziąć taką robotę jaka by pozostała, podczas gdy dziś mógłby przebierać w ofertach.
Przed podobnym dylematem mogą stać Andrzej Lebiediew, Grzegorz Zengota i Damian Ratajczak. Cała trójka chciałaby nadal rywalizować w Ekstralidze, a Fogo Unia tego nie gwarantuje.
Czarny scenariusz, który kreślimy jest niestety realny. Nawet jeśli nasze przypuszczenia spełnią się tylko częściowo to trzeba dużej dozy optymizmu, żeby spodziewać się wzmocnienia potencjału sportowego przed sezonem 2025.
Warto również zaznaczyć, że są rzeczy znacznie gorsze niż sam spadek. Gdyby do niego doszło najprawdopodobniej wszyscy wartościowi zawodnicy z obecnego składu poszukaliby innych pracodawców. Odbudowanie się na zapleczu Ekstraligi mogłoby zająć nawet kilka lat. Trzeba mieć na uwadze, że już walcząc o awans potrzebna jest w połowie ekstraligowa drużyna. W innym wypadku beniaminek niemal każdorazowo dostaje baty i z hukiem wraca na zaplecze.
Los, który może stać się udziałem Fogo Unii przećwiczyło już wiele renomowanych klubów. Dla leszczynian, którzy ciągle mają w pamięci serię złotych medali za kadencji Piotra Barona może to być jednak szczególnie trudne do przełknięcia.